Kobiece sprawy

Punkt G- czy naprawdę istnieje

Naukowcy orzekli, że mają spore wątpliwości dotyczące istnienia punktu Gräfenberga, odpowiedzialnego za kobiecy orgazm. Tymczasem kobiety protestują przeciw temu stwierdzeniu. Kto ma rację?

Punkt G, odkryty w 1944 roku przez niemieckiego ginekologa Ernsta Gräfenberga, któremu zawdzięcza swoją nazwę, znajduje się na przedniej ścianie pochwy, około dwa do pięciu centymetrów od jej wejścia. Stymulowany palcem potrafi dostarczyć niesamowitej przyjemności, przy której orgazm łechtaczkowy wydaje się być prymitywnym przeżyciem. Kobiety, które znalazły punkt G i potrafiły go pobudzić, przyznają, że osiągnęły niesamowite doznania. – To jest coś zupełnie innego niż orgazm łechtaczkowy. Dosłownie czułam się tak, jakbym cała była pulsującą pochwą. Polecam wszystkim, a szczególnie niedowiarkom lekarzom, którzy twierdzą, że punktu G nie ma – oburza się 36-letnia Ewa.

Do głosu Ewy przyłącza się Aneta, która tak długo nie wierzyła w posiadanie punktu G, dopóki jej partner przypadkowo nie pobudził właśnie tego miejsca. Cała akcja skończyła się nie tylko wielką rozkoszą, ale również zaskoczyła oboje kochanków, bo Aneta miała wytrysk. To się zdarza u jednej dziesiątej kobiet, które w trakcie orgazmu wydzielają przezroczysty płyn z cewki moczowej.

Jak szukać, aby znaleźć

Dziewczyny przyznają jednocześnie, że znalezienie tego miejsca wcale nie jest prostą sprawą. Wymaga cierpliwości i niezniechęcania się, jeśli nie trafimy na niego po pierwszych poszukiwaniach. Pomocne mogą tu być wszelkie techniki, ale najlepiej sprawdza się pobudzanie tej strefy palcem wskazującym lub dwoma: wskazującym i środkowym. Punkt G, wielkości ziarnka grochu, można odczuć jako pewnego rodzaju chropowate zgrubienie, a jego wrażliwość zależy od dnia cyklu miesięcznego. Unerwienie tego miejsca jest bardzo silne, choć i tu badacze nie są zgodni: jedni uważają, że punkt G jest fragmentem ściany pochwy unerwianym przez nerw sromowy, a inni, że punktem, w którym nerw przechodzi bardzo blisko jej powierzchni.

Do tej pory nie udało się jednak jednoznacznie ani potwierdzić ani zaprzeczyć odkryciu Ernsta Gräfenberga.

Prawda czy mit?

Skąd wzięły się więc teorie, że to wszystko mit? Otóż naukowcy przeprowadzili badania u jednojajowych bliźniaczek, które mając przecież te same geny, powinny obie mieć i punkt G. Niestety, siostry potwierdziły wysuwaną tezę: jedne z nich przyznawały się do odczuwania erogennej strefy, a drugie nie. Badania wykazały, że ponad połowa kobiet wyposażona jest w punkt G, przy czym dotyczyło to młodych, nowoczesnych kobiet, często uprawiających seks.
Nasuwa się teraz z kolei pytanie, czy kwestia posiadania słynnego punktu jest związana z anatomią czy raczej z umiejętnością odnalezienia poszukiwanego miejsca.

Stawiałabym na to drugie. Nikt nie neguje przecież istnienia jakiegokolwiek kobiecego orgazmu, chociaż spora część pań nigdy go nie doświadczyła. To smutna wiadomość, jednak wcale niebędąca dowodem anomalii w budowie, a jedynie blokad psychicznych uniemożliwiających otwarcie się na nowe doznania.

Może podobnie jest z punktem G?

Cały problem w tym, że nie można naocznie sprawdzić jego istnienia. Czy jednak naprawdę potrzeba nam na wszystko stuprocentowej gwarancji? Nawet, jeśli sławetne miejsce istnieje tylko w mojej głowie, to jeśli mając je, jestem szczęśliwa, potrzeba mi czegoś więcej?


Magda Wieteska
Kreator stron www - szybka strona internetowa